Witaj, tu Bartosz Cerkaski i mój świat wartości.


Jestem twórcą programu The Smile Journey

Zrzut ekranu 2021-04-26 o 15.35.04

Praktykującym dentystą. Właścicielem Małej Wielkiej Kliniki, edukatorem, trenerem kompetencji dla lekarzy oraz profesjonalistów stomatologicznych, doradcą praktyk opartych o kompleksowe terapie a przede wszystkim – pasjonatem dostarczania wartości.

Gdy w 1992 roku zaczynałem studia na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu na salach klinicznych używane były jeszcze napędzane pasami transmisyjnymi rękawy Doriota. Od tego czasu stomatologia zrobiła skok cywilizacyjny, a ja zmieniałem się razem z nią.

Starając się być zawsze najbliżej zmian, poszukiwałem swojego dobrego miejsca, byłem przepełniony ambicjami. Potem dopiero odkryłem, że nasze rodzinne nazwisko ma wiele wspólnego z włoskim cercare” – szukać, gonić, starać się. Cerkaski – wciąż poszukujący.

Cerkaski, Cercare – poszukiwać, usiłować coś zrobić, starać się, rewizja, badanie, przetrząsanie Cerca – gonitwa, pogoń, zadanie Cercare il pelo nell’uovo – szukać dziury w całym

Dziś przeszedłem długą drogę – od studenta pracującego na pełen etat, jako „asystentka stomatologiczna”, do właściciela praktyki skoncentrowanej na kompleksowych terapiach i co ważniejsze edukatora. Setki moich uczniów oraz klientów zmieniło sposób w jaki uprawiają stomatologię, zyskując więcej dochodu, satysfakcji i poczucia wartości dzięki swojej pracy. Wzbogacili oni swoje praktyki o świadome protokoły budowania wartości, dostarczając swoim Pacjentom więcej kompleksowych rozwiązań. Ale nie zawsze tak było.

Droga do prawdziwej wolności dentysty gdy zaczynałem od „0”, nie tylko nie miałem pieniędzy na starcie, ale nie miałem też pojęcia jak mam sprzedawać swoje usługi. Byłem jednak przekonany, że będąc doskonałym w swoim fachu, zdobywając kolejne stopnie zawodowego wtajemniczenia, zapewnię sobie nie tylko zadowolonych pacjentów, ale też szczęśliwe, dostatnie, spokojne i pełne wrażeń życie. Niestety byłem w ogromnym błędzie!

Nie chciałem okazywać żadnych słabości i pchałem się do bycia najlepszym. Przeciętność nie wchodziła w grę! Żyłem w nieustannym dążeniu do osiągnięcia sukcesu. Do 2009 roku.

Z powodów, których do końca nie poznałem, zawsze byłem nonkonformistyczny i nieco refleksyjny. Bałem się nawet zbliżyć do ludzi. Pomimo wielu sukcesów i nawiązanych znajomości ciągle pozostawałem zamknięty w sobie, choć z mnóstwem rozbieżnych zainteresowań. Często miałem wrażenie, że “ja tu nie pasuję“, i że nie jest to moje miejsce. Moja wewnętrzna odpowiedź brzmiała: Cóż, jeśli nie pasuję, będę najlepszy we wszystkim. I na tej przesłance zbudowałem swoje życie. Przyjąłem stanowisko, że mam wszystko pod kontrolą, że jestem bytem dla siebie. W wieku 36 lat, po 10 latach prowadzenia kliniki z blisko 40-osobowym zespołem, po latach obsesji na punkcie osiągnięć, dostałem bardzo trudną lekcję. Odrobienie jej zajęło mi blisko 2 lata.

Dziś, po ponad 20 latach pracy jako dentysta i przedsiębiorca, których lekcje się nauczyłem oraz osoby, które poznałem na mojej drodze, pozwalają mi pomóc moim uczniom i klientom rozwijać swoje kliniki, a także umiejętności szybciej, niż kiedykolwiek myśleli, unikając przy tym kosztownych błędów.

Jak introwertyk z niewykształconym poczuciem własnej wartości, bez rodzinnych tradycji, bez doświadczenia w medycynie i przedsiębiorczości oraz bez zaplecza finansowego nauczył się budować wartość w oczach swoich pacjentów? I do tego jak się to stało, że zbudował rozpoznawalną praktykę obsługującą pacjentów na poziomie premium, koncentrując się na realizacji kompleksowych, pełnych planów leczenia, z poziomem akceptacji sięgającym blisko 90%, prowadząc przy tym dochodowe i zdrowe przedsiębiorstwo, które w krótkim okresie czasu zwiększyło zysk przy realizacji terapii kompleksowych o ponad 300%? Oto jak to się stało …

To mój Tato wychował mnie na dentystę

Urodziłem i wychowałem się w się w Toruniu we wspaniałej rodzinie, pracujących na etat lub samozatrudnionych ekspertów i rzemieślników. Wszyscy utrzymywali swoje rodziny dzięki ciężkiej pracy, którą wykonywali z pasją, choć nie mieli tzw. “żyłki przedsiębiorczości”. Miałem wielkie szczęście, że moim głównym życiowym bohaterem jest mój Tato. Oprócz tego, że nauczył mnie wytrwałości, zaszczepił też szacunek do autorytetów. Razem z Mamą udowadniali swoim życiem, co to znaczy służyć innym. Mój Tato przekazał mi również rzadkie umiejętności kreatywnego i funkcjonalnego organizowania przestrzeni dla siebie i innych. Jest mistrzem planowania! No i zawsze chciał być dentystą. Jego niespełnione marzenie materializowało się w życiu codziennym, bo środowisko przyjaciół moich rodziców złożone było z dentystów i lekarzy. Dzięki takiemu otoczeniu od najmłodszych lat byłem przesiąknięty stomatologią. Właśnie wtedy, raczej podświadomie niż świadomie „zapadła decyzja” o tym, że zwiążę swoją przyszłość z tą wspaniałą profesją.

W liceum poznałem swoją prawdziwą pasję, choć nie od razu to zrozumiałem, byłem kolorowym nastolatkiem. Cudowne licealne środowisko napędzane nieustanną rozrywką i szaleństwami, równocześnie pełne było szacunku i koncentracji na zdobywaniu wiedzy. Kreatywny mariaż. Ale to nie biologia, a matematyka i charyzma mojego pierwszego mentora – licealnego profesora Henryka Pawłowskiego ukształtowały moją wiarę w potęgę wiedzy i umiejętności, które należy posiadać, aby tą wiedzę skutecznie stosować w życiu. Zostałem nieodwracalnie zaczarowany i zaszczepiony Jego namiętnością do nauczania i inspirowania innych. Marzyłem, żeby też wywierać tak pozytywny wpływ na ludzi!

Uczelnia - statek na horyzoncie

Był rok 1998. Zostałem dentystą. Nie planowałem kariery akademickiej. Jednak gdy na IV roku z moim przyjacielem wygraliśmy Ogólnopolską Konferencję Studentów Stomatologii prof. Janina Stopa, moja późniejsza wieloletnia szefowa, mentorka naukowa i promotorka pracy doktorskiej, zauważyła w nas potencjał, proponując angaż na Uczelni. To było coś wielkiego! Ja, młody człowiek bez zaplecza, rozpoczynałem karierę uniwersytecką. WOW! To dzięki pracy naukowej i dydaktycznej poznałem oraz zaprzyjaźniłem się z profesorem Brianem Clarksonem – 27 Prezydentem prestiżowej American Association of Dental Research. Stał się On szybko moim pierwszym liderem i zawodowym mentorem. Otworzył przede mną świat wielkiej, rzetelnej stomatologii, ale też squasha.  Zrozumiałem dosłowne znaczenie słowa oczekiwanie i szacunek, zarówno do pacjenta jak i dla własnych starań. Ponad wszystko jednak zapamiętałem, czym jest prosta, niespieszna, ale uczciwa stomatologia. Wkrótce potem bezinteresownie zainwestował we mnie i dzięki jego zaproszeniu odbyłem staż na Uniwersytecie w Michigan (USA) gdzie pracował, w Departamencie Endodoncji u prof. Neville’a McDonalda. M.in. na podstawie tych doświadczeń mogłem wywiązać się z powierzonego przez prof. Stopę zadania stworzenia od podstaw pierwszego, nowatorskiego programu z endodoncji przedklinicznej na poznańskiej Alma Mater, zarówno dla studentów polsko jak i angielskojęzycznych. Na bazie tego programu do dziś studenci zdobywają podstawy tej dziedziny stomatologii. Potem uczestniczyłem w tworzeniu i organizacji nowo powstającego, największego wówczas Instytutu Stomatologii w Polsce. No i wreszcie mogłem uczestniczyć w podyplomowej edukacji lekarzy specjalistów.

Czułem, że moja kariera nabiera prawidłowego rozpędu a poszukiwany statek z upragnioną wolnością i szczęściem, o którym mówił mi Brian, zaczyna być widoczny na horyzoncie. Czegoś jednak wciąż brakowało… 

Dość wcześnie zacząłem pytać się sam siebie: „Wybrałeś wolny zawód, ale czy naprawdę jesteś wolny?”

Szybko nauczyłem się, że dobre decyzje i koncentracja na swojej wizji jest w stanie sprawiać, że dzieją się rzeczy magiczne. Cele można skutecznie realizować, a strach jest dobrym kierunkowskazem. Pokazuje, że idziesz w dobrą stronę. Moje pierwsze ruchy i zwroty nieuchronnie prowadziły mnie w kierunku sukcesu!

„Nie pozwól nikomu ukraść swoich marzeń” – mówiła moja Mama

Na tyle skutecznie, że w trakcie studiów, poza zgłębianiem biologii, anatomii i wielu innych kluczowych przedmiotów, zainspirowała mnie do próbowania swoich sił w marketingu wielopoziomowym. Dla introwertyka to była niesamowita szkoła życia. Dzięki tym doświadczeniom nauczyłem się komunikacji z „normalnymi ludźmi”, w tym komunikacji sprzedażowej. To były dość wczesne lata polityczno-gospodarczej transformacji w Polsce i też chciałem skorzystać z raczkującej gospodarki liberalnej. Niemal każdy chciał „działać w biznesie”.

Mnie to pochłonęło do tego stopnia, że sprzedałem moją ukochaną gitarę Fender Stratocaster aby móc kupić sobie samochód, z przeznaczeniem na potrzeby biznesowej aktywności.  To było OGROMNE POŚWIĘCENIE.  Nie zapomnę jak byłem zdenerwowany gdy pierwszy raz wdrażałem nowe i podejmowałem dużą decyzję. 

Ta przygoda, choć zakończyła się bez wielkich sukcesów finansowych, otworzyła całkowicie nowy świat: świat samodoskonalenia, świadomości ekonomicznej, komunikacji i budowania wartości w oczach klientów. Bardzo wtedy potrzebowałem wolności finansowej ale mój coach nie był skłonny inwestować finansów w mój biznes. Podarował mi jednak pierwszą książkę, otwierającą mnie na świat psychologii zmian: „Obudź w sobie olbrzyma” Anthonego Robbinsa. Książka ta przez lata, do dzisiaj towarzyszy mi w mojej podróży. Potem był Robert Kyiosaki, Simon Sinek, Michael Gerber, Jim Collins i wielu innych. Doskonalenie kompetencji miękkich stało się dla mnie nową normą. Później skończyłem studia podyplomowe Psychologii Przywództwa Jacka Santorskiego i Masterclass KBB – program Tony’ego Robbinsa i Deana Graziosi. Byłem zdeterminowany, żeby ujarzmić kłębiące się emocje i zrozumieć jak powodować trwałe zmiany.

Jak raz zetkniesz się z doskonałą stomatologią, to nie chcesz zejść z tej drogi.

Byłem szczęściarzem. Na wczesnym etapie kariery poznałem wspaniałych ludzi, z którymi ucząc się budowaliśmy podwaliny nowoczesnej stomatologii z użyciem mikroskopów w Polsce. Przyjaźniliśmy i inspirowaliśmy nawzajem. Michał Jóźwiak, Jurek Zbożeń, Monika Dzieciątkowska, Artur Bobrecki, Mariusz Szyba, Piotr Skrzyszewski, „Leo” Maj, Maciej Goczewski i cała plejada niezwykłych ludzi, którzy torowali moją profesjonalną drogę. Za wszelka cenę chcieliśmy uprawiać najlepszą stomatologię.  Endodoncja to jest najlepsza szkoła dla dentysty, uczy bowiem: cierpliwości, determinacji, uważności, samokontroli, odpowiedzialności i natychmiastowej konekwencji błędów ale też efektywności, ergonomii pracy i skutecznej organizacji procesów. W tym samym czasie otworzyłem swój pierwszy gabinet.  Bo w tamtych czasach był tylko jeden sposób na dobrą pracę – samozatrudnienie, czyli otwarcie własnej praktyki. Nie tak jak dziś, gdzie młodzi adepci mogą wybierać w świetnie prowadzonych i nowocześnie wyposażonych klinikach. Wtedy było inaczej. Wszyscy otwieraliśmy gabinety i z przymusu stawaliśmy się przedsiębiorcami, bez wiedzy oraz świadomości problemów jakie nas czekają. Ja nie byłem inny.  Pierwszym problemem był fakt, że nie było tradycji kierowania i referowania pacjentów na leczenie endodontyczne więc musiałem wymyślić sposób na ich zdobywanie. I tak powstał mój pierwszy model biznesowy.  Postanowiłem przenieść na swój grunt amerykański model praktyki limitowanej do endodoncji. Byłem pionierem w Wielkopolsce. Moimi klientami mieli zostać inni lekarze dentyści, którzy o takich możliwościach dowiadywali się na szkoleniach, które organizowałem i wykładach, które prowadziłem. Mój wiek, chłopięca uroda i niewielkie doświadczenie nie były moim sprzymierzeńcem. Jednak krok po kroku, rok po roku, dzięki wierze we własne przekonania zbudowałem swoją renomę. Dzięki ciągłej pracy nad systematyzacją i organizacją procesów, nowatorskiemu systemowi pracy z 2 asystentkami na 6 rąk, wypracowałem przez lata umiejętność budowania protokołów. Te natomiast stworzyły mój pierwszy prawdziwy PRODUKT: Protokół POVER Endo – Protocol for One Visit Endodontics and Restoration. Ten model miał trwać wiecznie! Wkrótce miałem jednak boleśnie odczuć że wpadłem w „pułapkę przetrwania”.

Dentyści żyją w bańce.

Mają teoretycznie dobre życie, oddanych Pacjentów i jakieś, nie najgorsze pieniądze. U mnie też było pięknie. Stopniowo jednak zacząłem odczuwać tą nieuchronnie narastającą frustrację. Im bardziej zaawansowaną stomatologię zacząłem uprawiać i moje doświadczenie rosło, tym moja praktyka a za tym moje samopoczucie coraz bardziej cierpiały.

Nie ma nic bardziej przygnębiającego niż widok ambitnego dentysty, który inwestuje mocno w swoją wiedzę, podwyższanie kompetencji, rozwój swoich umiejętności, który do tego potrafi dostarczać wysokiej jakości stomatologię, a który równocześnie nie ma szansy w pełni wykorzystać tego dobrostanu w praktyce.

Po 10 latach prowadzenia kliniki czułem, że kręcę się w koło, jak chomik. Robię to, co konieczne, a nie to, co ważne. Jak Syzyf z olbrzymim balastem na barkach chwytam każdą okoliczność. Z jednej strony tyle się dzieje, a z drugiej natłok zobowiązań i odpowiedzialności. Zorientowałem się, że robię wszystko, o co mnie pacjenci i pracownicy poproszą. Chyba tylko po to, aby utrzymać zawodowe flow. Jednak efekty finansowe i moje osobiste spełnienie stanęło w miejscu, osuwając się nieuchronnie w bliżej nieokreśloną przepaść. I to wcale nie jest nazbyt literacka metafora – ja się wtedy tak naprawdę czułem.  Po 12 latach zawodowej drogi nie uprawiałem takiego rodzaju stomatologii, jakiego pragnąłem i jakiego pilnie się uczyłem. Miałem ogromne poczucie niedowartościowania swojej pracy. Pracowałem tak ciężko i czułem się mocno obciążony stresem, nie widząc wielkich rezultatów w biznesie, że miałem już tego wszystkiego dość! Dodatkowo mój endodontyczeny model biznesowy nie funkcjonował już jak kiedyś. M.in. dlatego, że mikroskopy nie były już unikalną przewagą biznesową, stając się dość powszechnymi. Stan ten najlepiej obrazuje historia jednego miesiąca, kiedy skonsultowałem 52 pacjentów. Z tej całej grupy tylko 2 (sic!) kwalifikowało się do leczenia, a pozostali otrzymali wskazania do leczenia implantami lub mostami. Ostateczną kropkę nad i postawił mój doktorat. W głębi duszy bylem przekonany, że wysoki prestiż zawodowy przełoży się na efektywność biznesową i wszystkie moje problemy się skończą, a nieprzebrana fala sukcesów zaleje mnie i moją klinikę. I to się nazywa “haracz naiwności”. Po pierwsze nic takiego przełomowego się nie wydarzyło a wręcz przeciwnie, prawdę mówiąc straciłem kontrolę nad swoim zawodowym życiem.

Czas jest wyrozumiały, ale nie jest wieczny!

Jest takie powiedzenie, czy może przeświadczenie, że jak czegoś bardzo chcesz i wystarczająco dużo się starasz a do tego potrafisz być cierpliwy, to osiągniesz swój cel! Zawsze w to ufałem, że jeśli w coś uwierzę całym sobą, tak bez cienia wątpliwości, to musi być to prawda. Prawda we mnie i moja prawda, która doprowadzi mnie do spełnienia. Ówcześnie zawiodłem się na tym przekonaniu. Dziś jednak wiem, że zabrakło mi kluczowego elementu – świadomego planu. Boleśnie nauczyłem się, że cel bez planu jest tylko życzeniem.  I tak zastanawiając się, próbowałem jakoś podsumować rok 2009, który nie był dla mnie dobry a tak naprawdę był jednym z najgorszych w moim życiu. Korzyść była jedna, niezaprzeczalna i bezcenna – ten trudny okres nauczył mnie pokory i to pokory pisanej przez duże P! Zrzuciłem balast, cały balast. Opuściłem Uczelnię, zaprzestałem szkoleń, zredukowałem swoją klinikę z 38-osobowego, wspaniałego Zespołu do mnie i trzech osób do pomocy. Dużo dowiedziałem się o ciszy wewnątrz, spokoju, harmonii między przypływem i odpływem, braniem i dawaniem, byciem i wycofaniem, działaniem i odpuszczeniem. Mój czas jakby się zatrzymał, czy też rozciągnął – to było moje kluczowe doświadczenie, które wpłynęło na kolejne życiowe decyzje.

Pisałem wtedy: z tytułu rozczarowań od kolejnego roku nie mam żadnych konkretnych oczekiwań – zupełnie inaczej niż dotąd. Co prawda w lutym wybieram się na Kilimanjaro, raczej szukać tego co we mnie pomiędzy, niż z konieczności zdobycia. Ważny jest nie cel, ale droga. Zdobyłem Kilimanjaro, niby prosta sprawa: zadbaj o kondycję, trochę pobiegaj, schudnij i wal do góry! Dopiero tam przekonałem się na własnym zdrowiu jak ważne jest planowanie, dobre przygotowanie, etapy, aklimatyzacja i odpoczynek w drodze na szczyt.

Od Kilimanjaro zaczęła się moja właściwa a co najważniejsze - świadoma droga!

Podjąłem świadomy wybór…

Postanowiłem wydostać się z pułapki przetrwania,

równocześnie poświęcając swoją energię i pasję temu pozytywnemu rodzajowi stomatologii, który najbardziej lubię – kompleksowej stomatologii uśmiechu, która nie tylko rozwiązuje bieżące problemy ale głęboko wpływa na życie ludzi, ufających w mój warsztat i we mnie jako człowieka. Zdefiniowałem siebie na nowo!

Dobry smak rodzi się z czasem

Zrozumiałem ważną regułę sztuki wyboru! Zasadniczą bowiem sprawą jest to, że zawsze jest więcej możliwości niż czasu, który mam do dyspozycji. Za każdym razem, gdy wybieram: czy leczenie, czy pacjenta, czy nową technologię, odbywa się to kosztem innego projektu. Więc wybranie właściwej okazji ma OLBRZYMIE znaczenie. Podjęcie niewłaściwego wyboru może mnie zatrzymać, nawet cofnąć kilka dni a nawet miesiące. Kiedy zdecydujesz się pójść jedną drogą i podejmować się każdego leczenia, które się nadarzy, rezygnujesz z kilku innych dróg, których nie będziesz mógł przejść a przynajmniej będą bardzo opóźnione. Posiadanie wyboru w swoim życiu i biznesie jest wspaniałe. Ale te wybory mają koszt szansy lub “koszty alternatywy”. Należy sobie uświadomić, że nie ma czasu na przeciętne doświadczenia, bezrefleksyjne reagowanie na bieżące problemy i robienie wszystkiego o co mnie pacjenci czy pracownicy poproszą.

Mój biznesowy „zwrot przez rufę”

Rozpoczęło się moje świadome SLOW DENTISTRY! Już wtedy wiedziałem, że jest to coś wielkiego, nie wiedząc, że za parę lat będzie to ogólnoświatowy ruch a nawet wręcz standard postępowania, zdefiniowany mojego przyjaciela dr Miguela Stanleya z Portugalii. Mam ten zaszczyt być Ambasadorem tej idei w Polsce. Wtedy, w 2012 roku, gdy niezależnie od Miguela formułowałem ten termin byłem świadomym orędownikiem niespiesznej, starannej i świadomej stomatologii. Oznaczało to również bycie zwolennikiem przedkładania jakości nad ilość – robienia wszystkiego tak dobrze, jak to możliwe a nie tak szybko, jak to możliwe.  Po okresie hurraoptymizmu i pokory nadszedł czas na dostrzeganie relacji i budowanie związków z partnerami, współpracownikami i pacjentami na zasadzie wzajemności otrzymywanych korzyści. Poświęcanie czasu drugiemu człowiekowi, aby określić w jasny sposób jego potrzeby i priorytety, celebrowanie procesu planowania leczenia, dokładności klinicznej i utrzymywania wieloletniej trwałości jego efektów. Pielęgnowanie uważności w komunikacji, czułości na detale oraz myśli i uczucia, skupianie się na wzbogacaniu życia swojego, pacjentów i partnerów.   Dla mnie Slow Dentistry wciąż oznacza to samo, co w 2012r.

Na przełomie dekady po raz pierwszy usłyszałem o Digital Smile Design (DSD) i co ciekawe przekazicielem „dobrej nowiny” był wybitny periodontolog Giovanni Zuchelli, który w 2011 roku gościł w Krakowie. Poczułem, że jest to brakujący element w moim zawodowym portfolio i zjawisko całkowicie spójne z moją naturą, w której tak ważną rolę od zawsze odgrywały fotografia, video a zwłaszcza emocje.  Zacząłem samodzielne poszukiwania i do dziś pamiętam moje pierwsze nieudolne próby wdrożenia DSD do praktyki, a przede wszystkim jak niewiele wiedziałem o świadomej komunikacji i budowaniu wartości, pomimo wielu lat doświadczeń. Rozmowy z pacjentami o dużych leczeniach i pieniądzach przerażały mnie. Szcześliwie wtedy pokonałem nie tylko swoje lęki ale wróciłem do gry w dobrą stomatologię. Co najważniejsze – odnalazłem ponownie swoją pasję do naszej profesji! Więc kiedy w 2014 roku po raz pierwszy do Polski na zaproszenie mojego przyjaciela – dr Krisa Chmielewskiego, ówczesnego Prezydenta  Polskiej Akademii Stomatologii Estetycznej, przyjechał Christian Coachman, ja już wiedziałem: to było to, kropka nad „i”, wszystko czego mi do tej pory brakowało. Błyskawicznie znalazłem się w tej niezwykłej społeczności,  zagłębiłem tematykę DSD, pokonałem wszystkie szczeble wtajemniczenia, założyłem Akademię DSD i  znowu zacząłem uczyć!

Bardzo szybko wtedy zrozumiałem, że jeśli chodzi o budowanie udanej praktyki stomatologicznej, opartej na kompleksowej opiece, jednym z najtrudniejszych elementów jest znalezienie właściwych pacjentów, którzy tak samo jak Ty cenią sobie Twoje usługi. W ciągu ponad 6 lat przeprojektowałem swoją klinikę i równolegle klasyczne szkolenia DSD, dopasowując do polskich warunków. Stworzyłem założenia Formuły The Smile JourneyTM, po to aby pomóc moim pacjentom podejmować świadome decyzje odnośnie swojego leczenia. Równocześnie chciałem pomóc moim absolwentom przekształcać praktyki w centra kompleksowych terapii . 

Od tego czasu moja praktyka stała się MAŁĄ WIELKĄ KLINIKĄ, opartą na kompleksowych terapiach, dzięki strategicznym fundamentom Otwierania i Prowadzenia Kompleksowych Terapii (jak „7 Doskonałych PacjentówTM”, Karta „Focus of ValueTM”, czy „3 Poziomy Pytań”) a setki moich absolwentów zmieniło sposób w jaki uprawiają stomatologię, zyskując dzięki temu więcej dochodu, satysfakcji i poczucia wartości swojej pracy. Wzbogacili SWOJE praktyki o świadome protokoły budowania wartości, dostarczając więcej kompleksowych rozwiązań swoim Pacjentom. Niezależnie od tego wszystkiego, ja wciąż pamiętam jak zaczynałem.

Jakkolwiek wszyscy możemy dobrze grać na instrumencie, ale dzięki DSD i Formule The Smile Journey nauczyłem się czytać nuty i grać po mistrzowsku w orkiestrze

– DSD Family

Sprzedajemy stomatologię, ale nie działamy w branży stomatologicznej. Zęby to nie nasza branża. Owszem, to nasz produkt. Naszą branżą są kontakty międzyludzkie i spełnianie marzeń. Tu chodzi zwłaszcza o marzenia.

Dziś, dogłębnie znając prawdy o naszej profesji, stworzyłem oraz wdrożyłem Trójkąt Wolności Dentysty. Jestem głęboko przekonany, że jest on idealnym wehikułem, który może zawieźć każdego dentystę do Czterech Podstawowych Wolności:

  • Wolność Wyboru Celu – wykonuj pracę którą kochasz, w sposób jaki uważasz, że powinieneś
  • Wolność tego z Kim Pracujesz – pracuj z pacjentami, którzy podzielają Twój system wartości i których lubisz 
  • Wolność Finansowa – poczucie właściwego wynagrodzenia, dobry styl życia, zabezpieczenie na przyszłość
  • Wolność Czasu – pracuj kiedy chcesz i tyle ile chcesz 

Uwolnić Dentystę!

Mój Tato, Henryk i Brian zainwestowali bezinteresownie we mnie i pokazali siłę inspiracji. Teraz ja wykorzystuję swoje doświadczenie, żeby inspirować a nawet zmieniać życie innym.  Wszystko po to, aby zmienić stosunek do naszej profesji oraz do problemów dentystycznych. Aby pomóc dostrzec wartości płynące z dobrze i świadomie przyrządzonej stomatologii. A ponad wszystko aby uwolnić Dentystę!

WOLNOŚĆ

- to swoboda, nie swawola!

To jest moja historia, która każdego dnia obfituje w nowe wyzwania i inspiracje. Nieważne kim jesteś, skąd pochodzisz, w co wierzysz, czy co zrobiłeś. Ja jestem szczęśliwy, że możemy się poznać i dziękuję, że poświęciłeś Swój czas. Chciałbym, żebyś zyskał pewność, że

niezależnie od tego gdzie praktykujesz, jakie przeszkody napotykasz a nawet w którym momencie zaczynasz – możesz to zrobić! Moim zdaniem – powinieneś to zrobić! Możesz uprawiać taką stomatologię jakiej pragniesz i cieszyć się swoją wolnością.

Przejdź do mojej strony głównej i przeczytaj niektóre z artykułów na mojej stronie. Jeśli je polubisz, zapisz się na jakieś moje darmowe treningi. Jeśli ci pomogą, zastanów się nad zakupem moich szkoleń, programów, czy treningów – w czasie gdy będę Ci składał ofertę. To dość proste, prawda? Dziękuję za przeczytanie tej strony i jeśli tylko chcesz – zabierajmy się do pracy!

Bartosz Cerkaski